Jeśli słyszymy, że ktoś z Marrakeszu wybiera się na pustynie, to na 90% będzie zwiedzał wąwóz Todra. Leży on kilkanaście kilometrów na wschód od wąwozu Dades (jest pomiędzy nimi podobno bezpośrednie przejście) i kilkanaście kilometrów na północ od miasteczka Tinghir.
Turystyczna komercja
Od samego wjazdu wąwóz sprawia wrażenie mocno komercyjnego. Mijamy sporo samochodów i autobusów zaparkowanych wzdłuż wąskiej drogi. Nie jest też łatwo znaleźć miejsce do parkowania w południe, kiedy jest największe natężenie turystów.
Już od wyjścia z auta atakują nas wędrowni sprzedawcy dywanów i czajników, niektórym nawet udaje się coś sprzedać 😉 Oprócz tego, lokalni zapraszają nas na spróbowanie wspinaczki po via ferrata założonej w wąwozie. Jednak brak czasu, jak i słabe zaufanie co do jakości oferowanego sprzętu nie pozwala nam skorzystać z oferty.
Wzdłuż wąskiej drogi w wąwozie ustawionych jest sporo straganów. Większość z nich sprzedaje szale i chusty. Każdy ze sprzedawców zapewnia, że są „prawdziwe berberyjskie”. Kawałek dalej stroją stragany z kamieniami, jak już wspomnieliśmy przy okazji wpisu o Tizi n’Tichka, spora szansa, że część z nich jest podrabiana. Tak czy tak, kamieni, minerałów i skamieniałości nie zbieramy, więc nie skupialiśmy się na tych stoiskach.
Trochę przereklamowane
Najciekawszy odcinek wąwozu, z pionowymi ścianami opadającymi praktycznie na samo dno ma tylko kilkaset metrów długości. To właśnie z niego pochodzi 90% zdjęć przewijających się w internecie, czy różnych przewodnikach.
Niewielka długość tego fragmentu ma też swój minus. Co chwile przyjeżdżają busy z turystami wiezionymi w kierunku pustyni, wysypują się na 30 minut cykania fotek, kupowania pamiątek, po czym wracają do busa i jadą dalej. I trwa to praktycznie cały dzień.
Niestety wspomniany natłok turystów też ma swoje ujemne strony. Przy robieniu jakichkolwiek zdjęć, lokalna ludność chce pieniądze. Idzie stado kóz i ktoś wyceluje w nie aparat, właściciel już przychodzi po „opłatę”. Usiedliśmy na chwilę na skale, żeby odpocząć, a przechodząca obok kobieta, ni z tego, ni z owego, podchodzi do nas i mówi „dirham, dirham”, wyciągając dłoń. Niestety nieodpowiedzialna turystyka części ludzi, prowadzi do takich sytuacji, w co biedniejszych rejonach tego kraju.
Raj wspinaczkowy
Jeśli ktoś tylko trochę interesuje się wspinaczką, to zdecydowanie jest to miejsce warte uwagi. Jak już wyżej wspominaliśmy, miejscowi wypożyczają wątpliwej jakości sprzęt, więc dobrze jest mieć swój ekwipunek wspinaczkowy.
Zalecana pora dla wspinaczy to od listopada do marca. W pozostałych miesiącach może być za gorąco (chociaż i w maju widzieliśmy wspinaczy). Według informacji znalezionych w internecie, w okolicach znajduje się około 2000 różnych dróg wspinaczkowych o zróżnicowanej trudności. Każdy wspinacz znajdzie tutaj coś dla siebie.